wtorek, 19 listopada 2013

Puf w roli głównej

Słyszeliście, że idzie zima? Prognozy straszą nadchodzącym białym puchem i już na przyszły tydzień wróżą śliczne białe płatki spadające z nieba. Ja się cieszę, wręcz nie mogę doczekać się wspólnych saneczkowych szaleństw z Pieszczochem i Panem Mężem! Skoro jednak zmienia się za oknem, to i tu, w niebie, musi się troszkę pozmieniać. Czasami zastanawiam się, czy przyjdzie taki dzień, kiedy Pan Mąż wejdzie do domu, upuści klucze z wrażenia i spyta: "...czy ja dobrze trafiłem?". Niewiele czasem brakuje! Nie ma dnia, żeby w domu nie zaszły przynajmniej malutkie zmiany. Ja po prostu uwielbiam upiększać, zmieniać, sprawiać, żeby nasze życie w tym miejscu na ziemi było lepsze i przyjemniejsze, a jeśli da się to osiągnąć małymi zmianami, to tym lepiej!

U Pieszczocha zmiany wczesnozimowe już widać, ale o tym napiszę Wam na pewno w innym poście i pokażę Wam, co takiego znalazło się w jego pokoju, że zabrakło miejsca na puf... Sama nie mogę uwierzyć, że nawet się nie buntuję na zburzoną kolorystyczną harmonię, ale czysty szał i radość Malucha po prostu odwracają od tego faktu uwagę! Tak czy inaczej, puf wrócił do pokoju dziennego, nawet na to samo miejsce, chociaż z większą moją satysfakcją, bo jakoś bardziej pasuje.


Brakowało z resztą po drugiej stronie stoliczka przynajmniej jednego miejsca do siedzenia. Cały ten wypoczynkowy kąt, jest właściwie troszkę "na razie", bo marzę o ładnym i wygodnym fotelu, który nie będzie wydawał się w tym miejscu gigantyczny, a stoliczek to tylko coś, co zastępuje stolik, który Pan Mąż planuje zrobić na wiosnę. Tak naprawdę jest to arcystara ława Rodziców Pana Męża, której nóżki zostały na moje życzenie mocno skrócone i na którą uszłam pokrycie, bo ani jej kolor ani stan blatu naprawdę nie zachwycał... Nic! Czekam więc na wiosnę i cieszę się, że mam gdzie odstawić kawę, kiedy Maluszek słodko śpi podczas popołudniowej drzemki.

Staram się nasycić się jesienną aurą jak mogę... Troszkę było to trudne w tym roku - orzechy i jabłka, które stawiałam na stoliczku w ciągu sekund ciskane były na ziemię małymi łapakami. Orzechy to jeszcze pół biedy, ale jabłka...no cóż, bardzo często nadawały się bardzo szybko do wyrzucenia! Świeczek i tealight'ów już teraz raczej nie uświadczysz (chyba, że Pieszczoch śpi, a potem wszystko z powrotem schowam), bo ich migotliwe, magnetyczne światło przyciągało Malucha jak ćmę, musiały więc zniknąć, jeśli nasza Pociecha miała się ustrzec oblania gorącym woskiem... Teraz już wewnętrznie drżę o choinkę na Święta, pocieszam się tym, że będzie siłą rzeczy sztuczna i ozdobiona szydełkowymi aniołami produkcji mojej Babci. Trudno - i bez świeczek można poczuć złotą aurę jesieni, z detalach, które kojarzą się z ciepłem i przytulnym czasem w zaciszu naszego nieba:




Na koniec obiecana w ostatni piątek tajemnica! Poznajcie moją uroczą modelkę, której niebanalna uroda nie pozwala oderwać od Niej oczu, a uśmiech rozświetla wszystko, nawet kiepskie światło na planie!:) Zapraszam Was na blog mojej Siostry:

http://martynasterczewska.wordpress.com/2013/11/19/lubicie-retro/

Pozdrawiam Was cieplutko...

Brak komentarzy: