niedziela, 30 listopada 2014

Winter wonderland

Czy to nie cudowne, że wystarczy wygrzebać jeden ładny drobiazg, żeby z jego pomocą wyczarować coś, co daje całe tony radości? Kiedy dzieje się coś takiego, wartość tego drobiazgu wzrasta po stokroć:) Dosłownie trzy godziny temu wróciłam z Panem Mężem do domu z takim małym drobiazgiem w torbie - małą, choinkową zawieszką. Zauroczyła mnie tak bardzo, że chciałam, żeby choć na moment stała się cantralną dekoracją w naszym domu. Oto moje znalezisko, w szybciutko zaaranzowanej dla niego zimowej scenerii:



Moja latorośl rownież dostała taki drobiazg - domowe buciki, których nawet nie chce zdjąć ze stópek (a ja oddycham z ulgą wiedząc, że SERIO nie marzną mu nóżki). Oczywiście z ukochanymi zwierzątkami!



Mała rzecz, a tak cieszy...ale w końcu życie składa się z takich właśnie chwilek szczęścia:) 

Miłego wieczoru!

sobota, 29 listopada 2014

Co kto lubi, czyli parę osobistych "sekretów".

Brzmi pikantnie:) ale dziś jednak o pasjach chciałam pogadać! Konkretnie jednej pasji.

Bardzo lubię języki obce i poza wszelkimi manualnymi pracami jest to moje ulubione zajęcie, z którego czerpię dużo radości. Kto by się nie cieszył z możliwości przeczytania czegoś w oryginale, z braku potrzeby czytania napisów na filmie, pogadania z kimś z drugiego końca Świata? Dla mnie to ogromna satysfakcja! Jednak nic oczywiście z powietrza się nie bierze i czasem trzeba po prostu wykonać kawał  ciężkiej pracy, żeby wskoczyć na jakiś przyzwoity poziom. Nikt jednak nie powiedział, ze ma to być ciężka harówka, bo przecież każde zajęcie tego typu można sobie jakoś umilić i niekoniecznie oznacza to wycieczkę last minute. Jak? Zdradzam parę moich ulubionych sposobów;) Oto moje subiektywne Top 5 nauko-umilaczy!


5. Muzyka.
W zamierzchłych czasach liceum maniakalnie tłumaczyłam teksty ulubionych zespołów. Pomaga to niesamowicie, bo skoro tekst i tak wpada w ucho, to zapamietując go uczymy się całych pełnych zwrotów, które potem będziemy nieświadomie używać w naszej własnej wypowiedzi. Nauka pojedynczych słówek daje gorsze efekty niż nauka zwrotów osadzonych w kontekście, więc jeśli lubisz robić notatki w podręczniku czy na jakimkolwiek innym źródle wiedzy, rób to! Bo możliwe, ze przynajmniej mimochodem spojrzysz na resztę i zapamietasz, ze to dane, potrzebne w tym momencie słówko było w tym tekście, wiec jest większa szansa, że Ci się przypomni, kiedy będziesz go potrzebować.

4. Słuchać, słuchać słuchać! 
Jeśli radio czy audiobooki są za trudne, wybierz coś łatwiejszego, zawsze można pooglądać z dzieckiem (swoim/wypożyczonym/wymyślonym) kreskówki w obcym języku, ostatecznie nie chodzi o to, żeby się zniechęcać, tylko cieszyć z tego, co już się umie. Osłuchiwanie się z językiem jest prawie tak samo ważne jak jego aktywna nauka, wiec nawet jeśli uważasz, ze tego nie potrzebujesz, spróbuj, może okazać się to po prostu przyjemne! Moje dziecię nie marudzi, bo po hiszpańsku Świnka Peppa wymiata. Serio:)

3. Ulubiony film.
Widziałeś go setki razy? Tym lepiej! Nie zgubisz się w fabule, nawet jeśli uważasz, ze jest za trudny językowo, wiec wyłącz napisy, czasem zadziwia mnie jak wiele można wyłowić z kontekstu. Poza tym kto wie, może jesteś słuchowcem?

2.  Programy naprawdę wspierające naukę. 
Jest ich wiele, z płatnych cenię SuperMemo, bo pomaga skutecznie ogarnąć słownictwo, z gramatyką przydaje się jednak jedynie jako powtórka. Z darmowych uzależniło mnie Duoliongo (https://pl.duolingo.com/)! Używam go codziennie do niemieckiego i francuskiego.

1. Nauka w akcji, czyli znajdź native speakera do pomocy. 
W Internecie jest wiele stron, które skupiają pasjonatów języków obcych. Moja ulubiona juz nie istnieje, ale druga, której używam od lat to http://polyglotclub.com/ . Łatwo znaleźć tam osoby, które chętne są do korespondencji w paru językach i chętnie pomogą nam z problemami z gramatyką czy slownictwem. Cześć użytkowników często bardzo chętnie zgadza się na spotkania na Skype czy Google Talk. Warto spróbować, kto wie czy na drugiej stronie globu nie czeka na nas bratnia dusza?


Jeśli dzielisz ze mną tą pasję, trzymam za Ciebie kciuki. Trzymam, chociaż wiem, ze tego nie potrzebujesz, w końcu skoro to pasja, nie potrzebujesz motywacji. To nieprawda, że jedni są bardziej, a inni mniej uzdolnieni. Po prostu pewni ludzie zwyczajnie cieszą się, kiedy zapamiętają kolejne słówko i najwiecej jak mogą otaczają się językiem, którego się uczą.

Powodzenia!

piątek, 28 listopada 2014

Cu-do-wnie!

Być może troszkę się pospieszyłam, ale wszystko zadziało się za sprawą impulsu. Otóż w pewnej, bardzo pomocnej przeciętnej mamie sieci marketów kupiłam wczoraj poszewka na poduszkę, która mnie po prostu rozłożyła na łopatki i doprowadziła do stanu niekrytej euforii. Szybko przybiegłam z Panem Mężem i Pieszczochem do domu, jeszcze we wszystkich swetrach, niedomowych spodniach, prawie jeszcze drugą ręką zdejmując szalik, już odzierałam poduszkę ze starej poszewki, by założyć jej nowiutką, pachnącą, z pięknym reniferem na przedzie! Zachwycona spędziłam resztę wieczoru na zaplanowanych zajęciach, aż...kolejne pomysły spowodowały, że otwierałam pudła znacząco blisko pudeł z deklaracjami.

- Wyjmujesz jednak te lampki? - zapytał zdziwiony Pan Mąż. W zasadzie...czemu nie? Wyobraźnia już pogalopowała w swoją stronę i jej oczami widziałam odmieniony zakątek przy szafie ze świetlistą girlandą płatków śniegu i tą nową poszewką. Cóż...miałam ją wyjąć dopiero pierwszego...

...ale co zmieniają te trzy dni pośpiechu?

NIC.     

Nic poza dodatkowymi trzema dniami mojej radości...więc wiszą:) A ja cały dzień nie widzę już szarugi za oknem, chociaż kto wie, może i z tej szarugi wreszcie coś bedzie i poprószy troszkę śnieg?





Pozdrawiam popołudniowo!




czwartek, 27 listopada 2014

Zimą lubię

Grudzień mocno za pasem, ale ja już nim żyję całą duszą! "I czym tu sie ekscytować? Zimno, ciemno i samochód trzeba odśnieżać." - słyszę. Jaaaaaaak to czyyyyyyym?!!! Zimą robi się tak przytulnie, magicznie, po prostu inaczej, robi się inne rzeczy, smakuje tez co innego, po prostu inna, dosłownie, bajka:) A ten samochód to też nie problem, Pieszczoch do fotelika, radio gra, Maluch dyga, mama skrobaczkę w dłoń i tańczymy! A ile kalorii można spalić, hoho!:)

Poza tym zimą uwielbiam...

...szarość, srebro i dodatki w tych odcieniach - kubeczki, latarenki, świeczniki, maty, bieżniki, oj! Wszystko! Wyglądają pięknie, szczególnie, gdy za oknem magii dodaje pruszący śnieżek. Aż miło wtedy zasiąść, do ciepłej herbaty przy stole w tych odcieniach.




...światło świec. Szczególnie w świecznikach z mrożonego szkła, które zmysłowo rozpraszają ich blask.




...błyskotki! I ważne zdjęcia, które przypominają najpiękniejsze chwile. Rozpraszają mrok, tam gdzie go nie chcemy.




...czas dla siebie. Pod miłym w dotyku kocem, z książką lub genialnym filmem i kubkiem pachnącej herbaty. Koniecznie wszystko "w stylu"!;) ...no i z ukochanym Mężem przy boku:)



I tak naprawdę to jest tylko mała cześć tego, co w zimie lubię, z czego chyba najbardziej lubię czas oczekiwania na Święta. Wbrew pozorom to właśnie wtedy poświęcamy w środku własnego sumienia i duszy najwięcej czasu naszym najbliższym. Zastanawiając się co sprawić im w prezencie, co dla nich pysznego przyrządzić, lub czy docenią naprawdę świąteczny porządek, myślimy tylko o nich. I jeśli zależy nam naprawdę mocno, to to widać i jest to najpiękniejszy prezent jaki można komuś dać - swój czas, uwagę i miłość.

Melancholijne życzę wszystkim ciepła na dziś wieczór:)




 


środa, 26 listopada 2014

Cztery tygodnie

Tak, tyle właśnie zostało do Świąt! Jestem pełna nadziei i oczekiwania na ten czas, który dla każdego oznacza oczywiście coś troszeczkę innego. Święto w sensie religijnym pozostaje to samo, ale to przy jego okazji być może niektórzy czekają na jakieś ważne spotkanie, wydarzenie lub zwyczajny oddech od codziennego pośpiechu. Ja chciałabym, żeby to był czas dla mnie i mojej najbliższej Rodziny. Niespieszny, troszkę leniwy, magiczny i...smaczny:) I chociaż jeszcze na razie za wcześnie na planowanie menu na Święta, to pomimo wszelkich zapewnień, że postaram się nie spędzić całych wieków w kuchni, wiem, że na pewno będę się starać, żeby było wyjątkowo! 

Póki co, przed nami świąteczne porządki. Nie lubię zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, więc prace związane ze zmianami w organizacji naszego skromnego dobytku w szafach, szafkach i komodach zaczynam juz w tym tygodniu. Nie chcę wyrzucać wszystkiego z szaf wtedy, kiedy pozostanie czas jedynie na czyszczenie wszelkich powierzchni i zakamarków. Poza tym takie przejrzenie rzeczy pozwala nam ocenić, czego potrzebujemy, co już nam jest niepotrzebne, a co należałoby po prostu wymienić. Są też w życiu takie etapy, kiedy wszystko szybko się zmienia i te zmiany tworzą czasem odrobinę chaosu w naszym otoczeniu. Dla nas była to wyprowadzka z sypialni synka. Nagle przestrzeń, określana troszkę na wyrost "salonem", stała się pokojem wielofunkcyjnym - pokojem dziennym, jadalnią, sypialnią, miejscem do pracy i nauki i, w ostatnim czasie, nawet gabinetem rehabilitacji kolana Pana Męża. Sporo zmian. Właśnie dlatego czuję, ze istnieje lepszy, bardziej funkcjonalny sposób organizacji naszej wspólnej przestrzeni, i to jest mój cel na czas przedświąteczny, żeby bez zbędnego chaosu przeżyć te Święta. 

No i jeszcze jedna, bardzo paląca kwestia....

...gdzie postawić choinkę?!


Miłego popołudnia!

wtorek, 25 listopada 2014

Przytulniej

   Kiedy razem z Panem Mężem zaczynaliśmy remont naszych pierwszych czterech ścian mieliśmy dość jasny zamysł w głowach jak ta przestrzeń powinna wyglądać. Miała być ładna, prosta, leciutko ocierać się o oszczędny w formie minimalizm i oczywiście nie spowodować juz na początku potężnej dziury w portfelu. Teraz, kiedy patrzę dookoła wydaje mi się, że już niczym to wnętrze nie przypomina tego pierwszego zamysłu, w końcu z biegiem lat (...juz?! Lat?!) zmieniały się nasze gusta i potrzeby, a obecny stan jest kompromisem pomiędzy prostą, uniwersalną "podstawą" a utrzymanym w zupełnie innej stylistyce zestawem przedmiotów, które chcemy zabrać do naszego przyszłego domu. Co ciekawe, są tu z nami rownież rzeczy, których na samym początku po prostu tu sobie nie życzyłam, jak....dywan. 

   Czemu dywan znalazł się na czarnej liście? Z prostej przyczyny - ja nienawidzę kurzu, stąd dywan kojarzył mi się zawsze z powgniataną w jego włosie szarą materią, masą radosnych ze swego żywota roztoczy i rozkładającymi się w nim niedoodkurzanymi okruszkami. Aż...po prostu zapragnęłam więcej ciepła i niewątpliwie dywan to ciepło wniósł w parę milisekund....a okruszki i roztocza eksterminuję ochoczo odkurzaczem. Wybraliśmy więc z Panem Mężem wzór, ani nie klasyczny, ani nie przesadnie nowoczesny - kolejny kompromis, bo dywan wygląda jak nadgryziony zębem czasu (i wytargany do bólu) dość tradycyjny model. I to się w sumie dobrze sprawdza. Dywan juz jakiś czas leży, a jednej plamki na nim nie widać, stylistycznie też chyba nienajgorzej się wpisał:) 



Z podobnych względów byłam początkowo zwolenniczką ograniczonej ilości tkanin i "włochaczy" w domu, aż któregoś dnia zamarzył mi się...włochaty pled. Taki miziaty, z sherpy kupiłam, ale wymarzonego pledu - narzuty wciąż szukam. Na razie jego namiastką jest mała fotelowa narzutka wykopana w sklepie z mydłem i powidłem...


W końcu, zadziwiają mnie nasze nowe lampy. Kiedyś z białego priplaku o falistych, syntetycznych kształtach, teraz ręcznie złożone przez Pana Męża z kremowego abażuru i mojego starusieńkiego, drewnianego statywu fotograficznego.


I przyznać muszę, ze uwielbiam tę lampę... Prawie tak bardzo, jak zdolne dłonie mojego Męża:)

Miłego wieczoru!




poniedziałek, 24 listopada 2014

Zimo, jesteśmy gotowi!

No, przynajmniej troszeczkę:)

Śniegu jeszcze nie widać, temperatura rzadko spada poniżej zera... Tak wiec cały skład ciężkiej dekoracyjnej broni leży w pogotowiu na czele z cudowną girlandą z gwiazdkami. Ale to nie jest tak, że nie mamy w domu takich akcentów, które zdradzają to nasze zniecierpliwienie. Ja rozstawiam po swoim pokoju to, co mi tak bardzo teraz gra z widokiem za oknem, a Pieszczoch cierpliwie tnie paseczki z kolorowego papieru na łańcuch choinkowy, który juz za miesiąc ozdobi jego własna choinkę, czasu coraz mniej przecież (bądź co bądź, jak juz jesteś przedszkolakiem to juz nie masz tyle czasu, co kiedyś, tak tak...!).

Oboje uwielbiamy naszą stołową sowę. Moja latorośl średnio raz dziennie obdarza ja czułym buziakiem i komplementami w stylu " oooooooo! Jaka piękna sowa!". Jego podziw jest za każdym razem tak szczery, jakby widział ja pierwszy raz w życiu...jak to dobrze, że dziecko moje mi przypomina, że czasem warto zachwycać się wszystkim, nawet tym, co juz opatrzone i doceniać piękno przedmiotów!



Szarości jakoś naturalnie kojarzą mi się z pierwszym oddechem zimy. Dookoła Świąt robi się inaczej, bardziej zlociście, pachnąco, zielono, kiedy wstawiamy w nasze progi choinkę, a teraz... Teraz jest jeszcze troszkę sennie, liście, które jeszcze przed chwilą płonęły na gałęziach całą feerią ciepłych barw, juz opadły i wszystko wygląda troszkę jak czarno-biała fotografia. Nie mam potrzeby z tym walczyć, taka lekko melancholijna aura wcale mi nie przeszkadza, wiec chętnie kładę na stole szary, filcowy bieżnik, zmieniam jesienne, złote pledy na szare i białe, wyciągam parę srebrnych "błyskotek" i jest juz inaczej. 







I nawet najmniejszy dekorator rownież zostawia swoje akcenty scenografii!


Jeszcze chętniej jednak towarzyszy mi w ręcznym przygotowywaniu małych skarbów i sam rownież wykazuje się inwencją, ale o tym oczywiście kiedy indziej;) 

Miłego wieczoru!

niedziela, 23 listopada 2014

Puk, puk?

Jest tam kto? 

Bo ja juz myślałam, żeby stąd zniknąć na dobre, ale coś mi jednak nie pozwala...

Mija prawie rok, trudny rok, pełen sporych kłopotów, ale też przepięknych, wzruszajacych chwil. Pieszczoch już wyrósł na konkretnego przedszkolaka, codzienne rozmowy z Nim są takim cudownym oddechem, a słowa "kocham Cię bardzo, Mamusia" napędzają energią jak nic innego na Świecie. Moja Rodzina jest warta każdej walki o spokój, radość, zdrowie i szczęście i właściwie ta walka wypełnia nam codzienność, ale nie zapominamy o sobie. ...i może właśnie dlatego muszę tu wrócić, chociażby na moment.

Dziś, oprócz słów, dwa zdjęcia - efekt naszego pierwszego pieczenia pachnących świątecznie pierniczkow. Ciasteczka wycinał nikt inny jak mój synek, to niezmiennie jeden z naszych ulubionych sposobów spędzania miło czasu:) Czekamy oboje na prawdziwą, białą zimę i zaklinamy codziennie prognozy pogody, bo na szczęście nie tylko ja kocham światło świec, ciepłe pledy, zapach cynamonu, mięciutkie swetry i nieśmiałe oczekiwanie na świąteczną magię:) Smacznego!