Czemu dywan znalazł się na czarnej liście? Z prostej przyczyny - ja nienawidzę kurzu, stąd dywan kojarzył mi się zawsze z powgniataną w jego włosie szarą materią, masą radosnych ze swego żywota roztoczy i rozkładającymi się w nim niedoodkurzanymi okruszkami. Aż...po prostu zapragnęłam więcej ciepła i niewątpliwie dywan to ciepło wniósł w parę milisekund....a okruszki i roztocza eksterminuję ochoczo odkurzaczem. Wybraliśmy więc z Panem Mężem wzór, ani nie klasyczny, ani nie przesadnie nowoczesny - kolejny kompromis, bo dywan wygląda jak nadgryziony zębem czasu (i wytargany do bólu) dość tradycyjny model. I to się w sumie dobrze sprawdza. Dywan juz jakiś czas leży, a jednej plamki na nim nie widać, stylistycznie też chyba nienajgorzej się wpisał:)
Z podobnych względów byłam początkowo zwolenniczką ograniczonej ilości tkanin i "włochaczy" w domu, aż któregoś dnia zamarzył mi się...włochaty pled. Taki miziaty, z sherpy kupiłam, ale wymarzonego pledu - narzuty wciąż szukam. Na razie jego namiastką jest mała fotelowa narzutka wykopana w sklepie z mydłem i powidłem...
I przyznać muszę, ze uwielbiam tę lampę... Prawie tak bardzo, jak zdolne dłonie mojego Męża:)
Miłego wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz