poniedziałek, 24 listopada 2014

Zimo, jesteśmy gotowi!

No, przynajmniej troszeczkę:)

Śniegu jeszcze nie widać, temperatura rzadko spada poniżej zera... Tak wiec cały skład ciężkiej dekoracyjnej broni leży w pogotowiu na czele z cudowną girlandą z gwiazdkami. Ale to nie jest tak, że nie mamy w domu takich akcentów, które zdradzają to nasze zniecierpliwienie. Ja rozstawiam po swoim pokoju to, co mi tak bardzo teraz gra z widokiem za oknem, a Pieszczoch cierpliwie tnie paseczki z kolorowego papieru na łańcuch choinkowy, który juz za miesiąc ozdobi jego własna choinkę, czasu coraz mniej przecież (bądź co bądź, jak juz jesteś przedszkolakiem to juz nie masz tyle czasu, co kiedyś, tak tak...!).

Oboje uwielbiamy naszą stołową sowę. Moja latorośl średnio raz dziennie obdarza ja czułym buziakiem i komplementami w stylu " oooooooo! Jaka piękna sowa!". Jego podziw jest za każdym razem tak szczery, jakby widział ja pierwszy raz w życiu...jak to dobrze, że dziecko moje mi przypomina, że czasem warto zachwycać się wszystkim, nawet tym, co juz opatrzone i doceniać piękno przedmiotów!



Szarości jakoś naturalnie kojarzą mi się z pierwszym oddechem zimy. Dookoła Świąt robi się inaczej, bardziej zlociście, pachnąco, zielono, kiedy wstawiamy w nasze progi choinkę, a teraz... Teraz jest jeszcze troszkę sennie, liście, które jeszcze przed chwilą płonęły na gałęziach całą feerią ciepłych barw, juz opadły i wszystko wygląda troszkę jak czarno-biała fotografia. Nie mam potrzeby z tym walczyć, taka lekko melancholijna aura wcale mi nie przeszkadza, wiec chętnie kładę na stole szary, filcowy bieżnik, zmieniam jesienne, złote pledy na szare i białe, wyciągam parę srebrnych "błyskotek" i jest juz inaczej. 







I nawet najmniejszy dekorator rownież zostawia swoje akcenty scenografii!


Jeszcze chętniej jednak towarzyszy mi w ręcznym przygotowywaniu małych skarbów i sam rownież wykazuje się inwencją, ale o tym oczywiście kiedy indziej;) 

Miłego wieczoru!

Brak komentarzy: