piątek, 28 grudnia 2012

Dla Geralda

Święta, powtórzę się, za nami, chociaż lodówki zapewne wciąż pełne jedzenia pozostałego po trzydniowym biesiadowaniu. W każdym kraju świąteczny stół wygląda nieco inaczej, tradycyjne potrawy i tradycja sama w sobie również jest nie do porównania. Kiedy my raczymy się smażonym karpiem i wyglądamy za okno w nadziei na uświadczenie białego puchu, po drugiej stronie globu, z racji lejącego się z nieba żaru, Święta upływają na beztroskim barbecue.

Dzisiejszy post jest dla Geralda z Australii, któremu chciałabym pokazać to, co udało mi się uchwycić podczas Świąt. Nie jest tego bardzo dużo, pochłaniająca zabawa z Pieszczochem sprawiała, że nawet nie rejestrowałam czasem "krążenia" potraw po stole, wrzucam więc parę zdjęć również z zeszłego roku, ale mam cichą nadzieję, że przynajmniej troszkę uda mi się przybliżyć smakowity portret polskich świąt Bożego Narodzenia.


Wigilia byłaby w Polsce naprawdę dziwna bez karpia. Dlaczego akurat ta ryba, a nie inna, zdobyła status wigilijnego must-have pozostaje poza moją wiedzą. Nie ukrywam, że bardzo go lubię i nie rozpaczam z powodu tej tradycji. Śledzie, te dobrze przyrządzone, są również stołowym przebojem. W tym roku postanowiłam dorzucić jeszcze jedną rybkę do wigilijnego zestawu - łososia. Skoro ryba po grecku tak często na nim bywa, czemu nie łosoś? I, czemu nie, w kruchych migdałach z sosem z krwistoczerwonych granatów? Nie udało mi się niestety uwiecznić tego dania, pomysł chyba jednak się przyjął, z talerzy zniknęło w końcu ponad półtora kilograma filetu z łososia...






Ryby jeśli myślimy o potrawach, to właściwie esencja Wigilii, nie sposób jednak wyobrazić sobie jej bez zup - grzybowej i czerwonego barszczu.




A do barszczu i grzybowej? Oczywiście pierogi, uszka lub...knysze - półkruche paszteciki z kaszą gryczaną i grzybami.




Nie zabraknie też kapusty z grochem, a w Święta - bigosu!




Mięsko pojawia się dopiero po Wigilii...



A na osłodę...ciasta! Makowce, pierniki, serniki, keksy... W tym roku pokusiłam się o mix tych smaków - sernik przekładany piernikiem.





Pić też trzeba...



...ale to wszystko nic! Świąt nie byłoby jednak bez Mikołaja! ...zwłaszcza takiego:



...pomyśleć, że jeszcze rok temu ten sam Mikołaj najchętniej nie opuszczałby swojego ciasnego mieszkanka:



Ściskam!

czwartek, 27 grudnia 2012

M.

Święta trwają zdecydowanie zbyt krótko! Nie tylko ze względu na świąteczną atmosferę, ale przede wszystkim na możliwość spędzenia czasu z tymi, których kochamy.

Drugi dzień Świąt zarezerwowaliśmy sobie z Panem Mężem głownie dla siebie, chociaż wieczór obfitował w uśmiech i radość z powodu ważnego gościa, który zjawił się w progach naszego małego nieba. Już wcześniej czekałam na jej przyjazd, tęskniłam za zwyczajnie-niezwyczajną rozmową - zawsze kiedy możemy na spokojnie porozmawiać mam wrażenie, że wszystko, każdy aspekt życia, staje się tak przejrzyście jasny, niemal można dotknąć "sensu". M. jest po prostu prawdziwa.

Tak więc M. stanęła w drzwiach i nie mogłam się jej napatrzeć! Takiej promiennej buzi nie widziałam już dawno. Nie wiedziałam jeszcze, że zaraz dostanę cudowny prezent gwiazdkowy, że przyjechała pomimo napiętego planu paru dni spędzonych w rodzinnym mieście, po czym dosłownie za sekundę miała wyjechać. ...i że zaraz dowiem się o czymś niezwykłym.

...


...


...

...że M. wychodzi za mąż!

Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak mocno jej zawsze życzyłam wszelkiego dobra, jak czekałam na taką wiadomość. Kochana, jak ja się cieszę! To nie do opisania...

GRATULUJĘ!

wtorek, 25 grudnia 2012

Cicha noc, święta noc...

Wreszcie nadeszły wyczekane Święta! W domu zrobiło się jakby przytulniej i cieplej, światło świec jeszcze bardziej nastrojowe, a zima, nawet pomimo braku śniegu, jakaś bardziej zimowa. Wigilia i dzień Bożego Narodzenia upłynął nam jednak głownie poza domem, dopiero teraz czuję, że mam możliwość napatrzeć się na te wszystkie wspaniałości, które zagościły w naszym niebie na ten krótki czas. Nie sposób przedstawić każdej ozdoby z osobna, postanowiłam więc podzielić się z Wami moimi ulubionymi zakątkami w domu. Duch Bożonarodzeniowy skupił się głównie w salonie, choć i w sypialni i w kuchni znalazły się gwiazdkowe akcenty, są jednak dużo bardziej subtelne i symboliczne, w końcu życie toczy się głownie poza tymi pomieszczeniami. W naszym domu skromny salon jest jego sercem, przynajmniej na razie. A jak serce domu wystroiło się na Święta?

Oczywiście najbardziej świątecznym symbolem jest choinka - w tym roku niestety sztuczna, w obawie o jej rychły koniec na podłodze w efekcie pieszczochowych zabaw. Z klasycznych bombek również postanowiłam zrezygnować, na choince zawisły jedynie koronkowe dzieła szydełka mojej babci.



Obok choinki stworzył się bardzo przyjemny zakątek. Anielskie świeczniki, pierniczki z masy solnej  i inne ozdoby razem złożyły się na całkiem przyjemną dekorację. Wśród nich znalazł się prawdziwy skarb!





Tego drewnianego konika Pan Mąż dostał od swoich rodziców, kiedy był mniej więcej taki jak nasz Pieszczoch. Uważam, że jest po prostu fenomenalny, nie tylko z racji swojej historii!

Na stole pozostała pierniczkowa chatka i cyprysik od Pana Męża.  Dołożyłam jeszcze tylko anioła zakupionego w zeszłym roku, a wszystko to stanęło na pięknym lnianym obrusie.



Gwiazdki z papieru pakowego też znalazły miejsce! Przymocowałam je do girlandy , którą położyliśmy z Panem Mężem na segmencie.



...a wszystko to z zapachem świątecznych potraw w tle, bez tego święta byłby niepełne. Moim absolutnym przebojem w tym roku jest tort-przekadaniec piernikowo-sernikowy! Pieczenie go było świetną zabawą, a smak...mmmhmmm...spełnia moje osobiste wymagania! Poza tym nie odmówiłam sobie przygotowania domowego pieczywa, strasznie lubię piec chleb, bagietki, bułeczki, chałki...mam nadzieję, że będę mogła to już wkrótce robić częściej, może nawet Pieszczoch mi pomoże? A jeśli nie, to niech przynajmniej mu smakuje! ...tak jak mi te Święta.

Wesołych i radosnych!


poniedziałek, 24 grudnia 2012

Gdzie świateczny post?

Przepraszam, Kochani, poprawię się! :)

...bo w domu już tak gwiazdkowo, tak wyjątkowo, magicznie..

...postaram się podzielić tym z Wami jak najszybciej:) A teraz uciekam szykować siebie i Pieszczocha na Wigilię!

Wesołych Świąt i wszystkiego co najlepsze w prezencie, niech marzenia znajdą miejsce w kolorowych pudełkach, a świąteczna radość zostanie z Wami przez cały następny rok!

czwartek, 20 grudnia 2012

Sinusoida losu

Od paru dni nie mogę pogodzić się z pewną zmianą, która stała się przyczyną wielu łez i popsuła skutecznie mój gwiazdkowy nastrój. Już myślałam, że świąteczny duch nie wróci, że bezpowrotnie roztrzaskał się o mur złych emocji, a tu...niespodzianka! Czasem wystarczy tak niewiele, zwykła ludzka życzliwość, żeby się uśmiechnąć... Prosta prawda, która wróciła do mnie dzisiaj, a o której nie pamiętamy, aż spotyka nas coś niezwykłego.

Zmuszona do pozostawienia Pieszczocha pod babciną opieką, popędziłam dzisiaj na pocztę, żeby wysłać paczuszkę do Wieliczki. Przy okazji postanowiłam kupić smoczek z termometrem dla Pieszczocha - od momentu małej katastrofy ze sterylizatorem jeszcze nie udało nam się tego braku uzupełnić. Idąc od apteki do apteki natknęłam się na malutki sklepik z różnościami- koronkowymi serwetami, ramkami na zdjęcia, ozdobnymi świecami, dekoracyjnymi drobiazgami... Kiedy weszłam nie mogłam się napatrzeć! W końcu wybrałam malutką ramkę do sypialni i spinacze z aniołkami do zamiany w białej ramie (o tej ). Pani sprzedawczyni zaproponowała, że może mi gratisowo zapakować te zdobycze, ale podziękowałam, skoro kupiłam je dla siebie, i bez wahania powiedziałam jej w jakim celu kupuję spinacze. Od słowa do słowa rozmowa zaczęła mnie bardzo wciągać, w końcu jakoś naturalnie zwierzyłam się ze wspomnianej zmiany i...chyba po raz pierwszy poczułam się TAK zrozumiana. Pani sprzedawczyni nie próbowała mnie pocieszać, ani przekonywać, że "tak jest lepiej". Po prostu wiedziała, że najlepszym słowem jest najzwyklejsze "rozumiem". Zrozumiała jak kobieta kobietę. Tematy przychodziły same, zasiedziałam się bez pamięci, w końcu jednak trzeba było iść, Maluszek na mnie przecież czekał, ale jakoś ciężko było wyjść z tego ciepłego miejsca. Przyjemny półmrok otulał mnie tak miło razem z migoczącymi płomykami bielutkich tealight'ów na okrągłej tacy... W końcu jednak życzyłyśmy sobie wesołych świąt, i już miałam wyjść, kiedy pani podarowała mi jeszcze jednego aniołka. Zamknęłam go w dłoni i niosłam ze sobą, w tym geście było wszystko, wszystkie dobre życzenia, pocieszenie, zaproszenie do rozmowy w przyszłości... Dziękuję, Pani Andżeliko! Znowu czuję Święta i znowu wierzę, że ten czas otwiera serca...





poniedziałek, 17 grudnia 2012

Przedświątecznie

O, jak mi brakowało tego uczucia!

Chwila tylko dla mnie, puste okienko Bloggera, ciepła, aromatyczna herbata i oszałamiający zapach mandarynek... A działo się, Kochani, cisza nie zapadła z byle powodu! Prezenty już czekają na zapakowanie, naprawdę już nie mogę się doczekać, żeby cichcem podłożyć kolorowe paczuszki pod choinkę! Świąteczna manufaktura zajęła mi sporo czasu (w skali tego, ile mogę poświęcić), ale bardzo się z każdego "wytworu" cieszę. I tak musiałam się ograniczyć... Z Pieszczochem na pokładzie jest bosko, ale w tym roku po prostu nie jestem w stanie obdarować tego typu prezentami wszystkich, z resztą nie wszyscy też lubią takie prezenty. Postanowiłam więc zrezygnować z szybkich, symbolicznych podarków, a skupić się na większych, bardziej pracochłonnych, paczuszkach dla tych, którzy na pewno się z nich ucieszą. Kupne prezenty też są przemyślane, więc nie ma tu wyróżnień, po prostu może za rok będę w stanie zrobić coś dla każdego, kto być może ucieszyłby się z takiej formy podarku. Ach, trudny temat! Ale czy jest ktoś, kto nie miałby z tym problemu, nawet najmniejszego? Ja mam zawsze ogromny! Łatwo mi wpaść na "kategorię" przedmiotu, ale już w konkretami bywa trudniej. No cóż, pozostaje mieć po prostu nadzieję na celny strzał w gusta osoby obdarowywanej...

A co w domu? Pojawiły się ostatnie dekoracje, które czekają gdzieś z boku na Święta. Zrobione właściwie "tak przy okazji", ale cieszą, mam nadzieję, oko domowników.

W zeszłym roku bardzo chciałam zrobić piernikową chatkę, ale w ciąży brakowało mi już na to sił. W tym ciągle brakuje mi czasu, ale od momentu, kiedy podpatrzyłam cudowną chatkę u jednej z norweskich blogerek, po prostu klamka zapadła i koniec! Domek z piernika powstał więc przy dopingach Pana Męża i Pieszczocha (który własną, maleńką piąsteczką przycisnął foremkę z choinką!). Doping był bardzo potrzebny, bo dach chatki raczył raz odpaść bezczelnie od ścianek i misterne zdobnictwo z lukru rozmaśliło się doszczętnie po ściankach domku... Ale zapas lukru pozwolił opanować sytuację i, chociaż już nie tak piękny, domek z piernika zdobi stół w salonie. Panowie, pełni podziwu nad tą nierówną walką z cukierniczo-architektoniczną materią, docenili efekt- Pan Mąż radośnie schrupał resztę materiału budowlanego, a Pieszczoch wykrzykiwał głośne "aaa!" na widok chatki. A oto nasz domek z piernika:








Książki w sypialni są już od jakiegoś czasu obłożone! Pięknie prezentują się na półkach, bardzo lubię klimat, jaki zagościł w naszym przytulnym pokoiku:



Ze skrawków papieru pakowego (znowu!) powstały takie oto rożki na gwiazdkowe słodkości:



A ze skrawków materiału podczas prezentowej pracy takie mięciutkie lizaki:



I jeszcze tylko nie mogę się doczekać ubierania choinki i krzątania w kuchni! Same Święta pachną coraz bardziej, przyszedł czas na komponowanie idealnego świątecznego menu. Już czuję korzenne aromaty w powietrzu, przeglądając przepisy prawie czuję smak tych wszystkich odświętnych potraw. Obok choinki to w gruncie rzeczy najbardziej świąteczna "dekoracja" domu - zapach domowych wypieków, sekretnych mieszanek ziół dodanych do soczystych mięs i świeżych ryb... Mmmmhmmm...! ...czy mówiłam już, że uwielbiam Święta? Nie? To mówię:

UWIELBIAM!

I życzę Wam cudownego przedświątecznego wieczoru!

środa, 12 grudnia 2012

Koszyczek pełen Świąt

Śniegu coraz więcej, tak jak gwiazdkowych ozdóbek w niebie! Przyznam, że dzisiejszy post miał powstać już wczoraj, ale jakiś złośliwy chochlik postanowił pokrzyżować nam wszystkim plany i zepsuć wieczór. Jednym wnioskiem mogę się z Wami podzielić: nigdy, przenigdy, nie sterylizujcie smoczka z elektronicznym termometrem! Nieopatrznie zostawiłam go do umycia obok opróżnionych przez naszego Żarłoczka butelek, a Pan Mąż odruchowo wrzucił go do sterylizatora razem z resztą smoczków i umytymi butelkami. Co z tego było? Smród to mało powiedziane! Zamiast spokojnego wieczoru czekało nas gruntowne wietrzenie mieszkania, a Pana Męża wycieczka po nowe butelki. Nic to! Dziś w Niebie pachnie już z kominka zapachowego samymi pysznościami, a Pieszczoch aż piszczy na widok nowych, fantazyjnie wymalowanych butelek.

A co na dekoracyjnym froncie? Gwiazdkowy kosz obfitości! Oto ostatnie wyroby:





Kilkanaście gwiazdek z papieru pakowego zrobiłam z resztek papieru, którym obkładam książki z sypialni (mam nadzieję już dzisiaj skończyć i niebawem pochwalić się efektem ugładzonej biblioteczki). Gwiazdki wyglądają świetnie porozkładane po mieszkanku tu i tam, wszędzie zdają się pasować i tworzą delikatnie świąteczną aurę. Pociągnęłam kanty złotą farbką, od razu zmieniły się nie do poznania! Większość z nich powplatam w zielone girlandy, razem ze skrzydełkami anioła wyciętymi z książkowych stronic. Być może mielibyście na nie inne pomysły, więc jeśli ktoś z Was ma ochotę zrobić sobie takie gwiazdki, to podaję stronkę z szablonem i instrukcją składania:

http://xmasstar.07.com.au/

Aniołka z drutu obwiązałam puszystą włóczką, anielski puch zagościł więc w koszyczku! Koronkowe pierniczki już znacie, ale serducha są nowością, jedno z nich już zdobi pieszczochowe łóżeczko. Cieszył się mój mały Krasnal bardzo, serduszko jest bardzo mięciutkie i miziate, w sam raz do ściskania (ślinienia) razem z resztą pluszaków. Zimowo-świąteczne miękkości bardzo ocieplają otoczenie...

Koszyczek skromny, ale czasu nie mam za wiele, do tego na razie będę musiała na tym poprzestać i podgonić handmadowe prezenty. Jest ich jeszcze parę, a czas ucieka jak szalony... Wydaje mi się, że tydzień dopiero co się zaczął, a jutro już czwartek! Mimo wszystko Świąt nie mogę się już doczekać! Co roku daję się ponieść ich magicznej aurze i ile mogę rozkoszuję się cudowną ich niezwykłością... Od dzieciństwa!

Pierniczków życzę!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Słone pierniczki

Święta już za dwa tygodnie (równiutko!), czas więc poważnie pomyśleć o prezentach, wypiekach, pysznościach i dekoracjach. Są tacy, którzy odkurzą stary, sprawdzony zestaw świątecznych błyskotek, i tacy, którzy już od miesiąca myślą, co tu tym razem zmienić. Ja zdecydowanie należę do drugiego typu, chociaż w tym roku owo myślenie ma chyba dość chaotyczny charakter i wiąże się nierozłącznie z naszym najukochańszym Pieszczochem.

Synuś przeziębił się nam w zeszłym tygodniu... Opieka nad zasmarkanym Maleństwem nie należy do najłatwiejszych, dla mnie oznaczała pełną gotowość do podporządkowania wszelkich planów zdrówku Pieszczocha. Nieprzespana noc i całodzienne marudzenie to standard, który wyłączył nas z myślenia o Świętach, ale ulgą nie do opisania była świadomość, że na przeziębieniu się skończyło i Maluszek jest już właściwie znów w formie. Dzielnie pomaga więc Mamie w powrocie do "nastrajania się" na Święta. Jego roześmiana buzia rozświetla jednak nasze skromne wnętrza jaśniej niż tysiąc świec, ale skoro śmieje się także do maminych wytworów...to mama czuje wiatr w skrzydła!

Ostatnio powstało sporo rzeczy, niektóre jeszcze czekają na dokończenie, niektóre już niebawem doczekają się zapakowania... Tak! Mowa o prezentach, i aż skręca mnie, Kochani, ale nie mogę Wam jeszcze tego wszystkiego pokazać, niestety (i zarazem stety!) przyszli obdarowani czytają Niebo. Obiecuję się jednak pochwalić po Świętach!

Domem niepodzielnie natomiast zawładnęły porządki i upiększanie na Święta. Sypialniany regał z książkami zmienia się nie do poznania, pisałam już o obkładaniu książek pakowym papierem, lada chwila obłożona zostanie ostatnia pozycja na półkach i będę mogła pokazać Wam końcowy efekt. Cieszy mnie czystość i lekkość takiej ściany z książkami, zniknął chaos i kakofonia kolorów, w którą obkładane są teraz wszelkie serie wydawnicze. Mnogość wzorów, rozmiarów i barw też cieszy oko, jednak w naszej malutkiej sypialence ich siła była zbyt przytłaczająca...

W tak zwanym "międzyczasie" powstają nieśmiało dalsze świąteczne ozdoby. Te, które pokażę dzisiaj zajęły nieco więcej czasu. A są to zawieszki z masy solnej z motywem koronki:




Takich słonych pierniczków zrobiłam pokaźny stosik i wciąż zastanawiam się, czy zostawić je białe czy dodać im troszkę srebrnego lub złotego blasku, a może pociągnąć świąteczną czerwienią? Próby widać powyżej! Już niedługo staną się częścią świątecznej aranżacji okna, na ten moment czekam niecierpliwie, ale tradycją jest, że wszelkie takie dekoracje pojawiają się w naszym domu na krótko przed Świętami, równo z choinką. W planach mam ciągle jeszcze tyle rzeczy! Mam nadzieję, że zdążę - i dekoracjami, i z prezentami!

Już dzisiaj biorę się za dwa następne punkty tego napiętego planu.

Przytulnego wieczoru!



wtorek, 4 grudnia 2012

Skarpeta

W zeszłym roku ja i Pan Mąż kupiliśmy sobie po pięknej skarpecie na gwiazdkowe prezenty. Byliśmy wtedy jeszcze sami, Pieszczoch fikał co prawda koziołki w moim brzuchu, ale jakoś te skarpety kupiliśmy tylko dwie, może ze względu na to, że nie były powalające i zrobiłam w głowie notatkę, coby je kiedyś wymienić na okazalsze egzemplarze... I zapomniałam o tym. W ogóle fakt istnienia tych skarpet wymazałam z przepastnych zakamarków pamięci i sprawy do niedawna po prostu nie było, aż jakiś tydzień temu poprosiłam Pana Męża, żeby zniósł ze strychu nasze pudło z ozdobami gwiazdkowymi. "Znieś, napatrzę się, nacieszę, to może nie wydam znowu fortuny na świąteczne świecidełka, lepiej kupić coś ładnego Pieszczochowi...". Pan Mąż tego samego wieczoru przyniósł wielkie pudło, w którym roiło się od zgromadzonych przez nasz skromny małżeński staż skarbów. W końcu dokopałam się do dna i...usiadłam z wrażenia. Znalazłam te cholerne skarpety. Dwie. "No jak to?!" - pytam cicho - "A Pieszczoch...?". Postanowiłam wkopać skarpety z powrotem, ale nie mogłam o nich zapomnieć. Dokupić? Nie dokupić i wyrzucić? Mogłabym sklecić jakąś na drutach, ale tym narzędziem posługuję się jednak dość miernie... W końcu dojrzałam do decyzji, że skarpetę po prostu uszyję i ozdobię, muszę być jednak szybka, bo Mikołajki już pojutrze, nie godzi się ociągać przed pierwszymi Mikołajkami w życiu Pieszczocha. Wczoraj jednak skarpeta powstała kompletna - tak długo siedziałam, aż skończyłam. I proszę, oto jest, teraz Mikołaj na pewno o Pieszczochu nie zapomni:




Perspektywa obdarowywani gwiazdkowymi prezentami moje własne dziecko jest po prostu nie do opisania. Nigdy wcześniej nie czułam niczego takiego, tej świadomości, że mój synek będzie niektóre z następnych Świąt pewnie przez całe życie wspominał i to jak stworzymy z Panem Mężem dla niego tę magię Mikołajowego cudu będzie również wpływało na to jak będzie pamiętał same Święta z okresu dzieciństwa. Jest to dla mnie po prostu piękne, radość dziecka jest najlepszym prezentem! Chciałbym, żeby cieszył się tak bardzo, jak tylko możliwe, nawet teraz, chociaż wiem, że jeszcze tego wszystkiego nie pojmuje. Z drugiej strony nigdy nie wiadomo kiedy tak naprawdę zacznie, więc nie zaszkodzi otaczać go świątecznym nastrojem już teraz, tym bardziej, że i dla rodziców jest to takie miłe! Z tego powodu mam w tym roku o jeden powód więcej, by cieszyć się Świętami...

Dobrej nocy!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Po raz kolejny DIY

Świąteczny nastrój znowu złapał mnie dość wcześnie, już samo tworzenie ozdóbek sprawia, że nie mogę się powstrzymać od nucenia piosenek z gwiazdkowym motywem... Przyznam się, że bardzo lubię te w wykonaniu Franka Sinatry, Elli Fitzgerald i Binga Crosby'ego i co roku odświeżam te same starocie w głośnikach. Ten, kto na pamięć zna ścieżkę dźwiękową z "Kevina samego w domu" wie i czuje o czym piszę, zakładam, że jest nas wielu, biorąc pod uwagę filmową "tradycję" jaką raczyła nas przez długie lata polska telewizja. Tak czy inaczej piosenki są bardzo klimatyczne! Przy nich powstają najsmaczniejsze łakocie gwiazdkowe z pierniczkami na czele, a przecież sezon pierniczkowy już tuż tuż! Ja zaczynam murzynkiem piernikowym na Mikołajki (życzenie Pana Męża, co prawda skoro obchodzimy tego dnia cudownych pięć lat razem to upiekłabym z tej okazji nawet tort z ananasem, gdyby sobie zażyczył, ale na szczęście oboje mamy chętkę na rozgrzewające słodkości), po Mikołajkach zamierzam uruchomić coroczny szał pierniczkowy. Przepis mam nieziemski, pierniczki wychodzą zawsze, są ekstremalnie aromatyczne i, co bardzo ważne, nie są twarde, mają konsystencję raczej przypominającą toruńskie Katarzynki, mmmhmm! W zeszłym roku wyprodukowałam parę (parenaście?) takich koszyczków:







Od myśli o pierniczkach i Świętach odciągnęła mnie jednak wczorajsza wycieczka do Ikei. Wszystko za sprawą wczesnych przedświątecznych porządków- stwierdziliśmy z Panem Mężem potrzebę organizacji niektórych rzeczy (należących do Pieszczocha, to zadziwiające jak szybko następuje magiczna ekspansja przestrzeni dokonywana przez to małe stworzonko!) w koszyczkach lub pudełkach. Ideałem byłoby, gdyby wpasowały się w nasz regalik wykonany zdolnymi rękami Pana Męża. I tu powstał problem...nic nie pasowało! Nic...poza tekturowymi pudłami za 1,99zł. Po przyjeździe już miałam na nie pomysł. Oto nasze pudełka:





...Pieszczoch też jest zadowolony:



Będąc w Ikei nie odmówiłam sobie pudełka białych świec:


...i ślicznej latarenki, obok której stanęła wykonana przez Pana Męża lampka, prezent gwiazdkowy sprzed dwóch lat. Lampka zmienia kolory, więc efekty są bardzo ciekawe. Oto parę ujęć:











Gwiazdki z papieru wykonała rok temu moja babcia. Robi również piękne koronkowe śnieżynki na szydełku, porozsiewałam ich parę po mieszkanku w sobotni wieczór. Cieszył mnie więc bardzo niedzielny śnieg i razem z Pieszczochem staliśmy przyklejeni do okna przez pół popołudnia.




Jeszcze dziś mam w planach kończenie szybkiego mikołajkowego pomysłu dla Pieszczocha! ...ale to już jutrzejszy temat!

Miłego wieczorku!