Pierwsze z nich to aniołkowa karuzela. Kupiłam ją chyba w pierwsze Święta, które spędzałam juz jako mężatka przy boku mojej drugiej połówki. Kosztowała jakieś śmieszne grosze i kupiona była raczej na zasadzie "ach, pewnie i tak zaraz się pognie, zniszczy i bedzie trzeba wyrzucić, ale co tam, wyglada, ze bedzie zabawna". Karuzelka kręci się juz piąte Święta, a ja jak dziecko cieszę się z ruszającej się zabawki. Teraz razem ze Stasiem wpatrujemy się w nią świecącymi z radości oczyma!
Drugie to najzwyklejsza, najtańsza chyba, lampa stołowa z Ikei. Jest tak stasioodporna, że aż piękna. Kiedy nie znajdowała miejsca u nas w domu, w duchu kombinowałam, gdzie ją mimo wszystko postawić. Nie jestem w stanie wytłumaczyć tego pociągu do kawałka plastiku, ale naprawdę bardzo ją lubię i często wpadają mi do głowy pomysły na tuning tej lampki, zwykle tymczasowe ze względu na niezmordowane zainteresowanie Stasia każdymi zmianami... Dziś otrzymała nową ozdobę, od Stasia zależy na jak długo;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz