Malutkie rączki mojego Stasia (bo powoli zaczynam się zastanawiać, czy się nie oburzy wreszcie na tego Pieszczocha, chociaż ciągle, bezdyskusyjnie nim jest!) pomogły mi powycinać domki. Z precyzją cięcia było naprawdę świetnie, ale piernikowa materia moim zdaniem jest odrobinę zbyt pulchna na takie architektoniczne zabawy, warunek jednak miałam postawiony jasny:
" Mamusiaaaaaaaaaaa, ja chcę zjeść ciasteczko!"
" Ale to nie jest zwykłe ciasteczko, to na pierniczkowe domki. Bedą twarde, nie wiem czy da się te domki zjeść."
" Ja chcę jeść domki...."
....i wydęte w grymasie rozczarowania usteczka znowu mnie rozbroliły.... Stanęło więc na normalnym przepisie i niekontrolowane puchnących ścianach konstrukcji:)
Efekt wydaje nam się wszystkim całkiem fajny, zdecydowanie rozwesela nasz przedświąteczny krajobraz dziennego pokoju:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz