Poczułam Święta...
Tak, tak, kolejny raz, tylko już wyraźniej, ze wszystkimi zapachami i światłem... Dziś przyszła kolej Pana Męża na zafundowanie kolegom z pracy cotygodniowej porcji węglowodanów, tak więc okazja nadarzyła się wręcz idealna, by przemycić w słodkościach troszkę Świątecznej aury. Powstały więc (między innymi, no bo jak to - mam piec JEDNO ciasto?!) znowu muffiny, ale takie świąteczne, piernikowe, które cały dom wypełniły zapachem cynamonu, imbiru i gałki muszkatołowej... Wystarczyło zamknąć oczy, żeby bez trudu wyobrazić sobie pachnącą żywicą, świetlistą choinkę...i...dodatki. Powoli szykuję mieszkanko do Świąt, czasu wcale nie mam dużo, więc nie zaszkodzi zacząć wcześniej. W tym roku zaczęłam od aniołów - w wydaniu, które marzyło mi się od dawna. Wieczór z drukarką i pędzlem w ręku i voila! Szybkie, proste, estetyczne..
... a i tak w gruncie rzeczy najważniejsze dwa Anioły siedzą z tyłu, na sofie:
Anielskiego weekendu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz