piątek, 9 listopada 2012

Na przekór

Nic się dzisiaj nie udaje, pech ciągnie się za mną i uśmiechniętym (mimo wszystko) Pieszczochem niemiłosiernie, a jednak...nie daliśmy się! Wspomniane we wczorajszym poście korkowe tablice od razu poszły na warsztat. Nie przeszkodził nam przypalony garnek z zupką, kosz z rzeczami do prania bez dna, pogoda w kratkę, ciapki i groszki, nawet niekończąca się czkawka i, co gorsza, utracone zdjęcia, bez których prezentacja nowości nie wygląda przecudownie... Nic to! To, co jeszcze rano wyglądało tak:



....teraz wygląda tak:




Chciałabym przypisać sobie zasługę wydziergania tego uroczego kotka, jest to jednak piękna praca mojej cioci- Pieszczoch otrzymał robótkę w prezencie z okazji Chrztu. Z tego powodu oczywiście całość zawisła właśnie na jego łóżeczku. Cieszę się, że forma takiego obrazka pozwala mi zachować serwetkę z kotkiem w stanie nienaruszonym- jeśli za tydzień stwierdzę, że wolę oprawić go w szkło, to tak zrobię, a na serwetce nie będzie śladu. Jest to, jak by nie było, szczególna pamiątka.



Coraz cieplej i przytulniej robi się w naszym zakątku... Ja z kolei robię się coraz szczęśliwsza, wszystko zaczęło dążyć do klimatu tych wnętrz, które mnie kiedyś zachwyciły. Mam dwa bardzo silne wzory-inspiracje w pamięci- nieistniejącą już herbaciarnię Dobry Czas i artykuł w Wysokich Obcasach, którego przedmiotem było warszawskie mieszkanie pewnej Francuzki. Jej miejsce na ziemi wydało mi się wtedy (a było to naprawdę parę dobrych lat temu) bardzo niezwykłe- wszystko było w tysiącach odcieni bieli, nic specjalnego patrząc na dzisiejsze katalogi Ikei... a jednak było to w czasach, gdy królowały w naszych mieszkaniach ciężkie, pokryte ciemnymi, aksamitnymi obiciami graty. Właścicielka tajemniczo zerkała z fotografii siedząc na parapecie otwartego na Warszawę okna. Dookoła poukładane były w pozornym nieładzie poduszki, pledy i nieliczne bibeloty. Całość biła ciepłem i spokojem. Natychmiast zapragnęłam mieć takie właśnie mieszkanko w przyszłości...

...aż do dziś. Czuję się dobrze tu, gdzie jestem, nawet jeśli ciągle widzę tysiąc rzeczy do zmiany, setki brakujących, tuzin tych, których nie potrafię się pozbyć, a nie pasują nigdzie... Każdy dom chyba jest taki- każdy, w którym tętni życie...

Miłego wieczoru!


2 komentarze:

Ola Lewczuk pisze...

Bo dom zawsze żyje swoim życiem :) Jest jak perpetum mobile. Bardzo zmyślnie wykombinowałaś te rameczki :) Ściskam!
Ola
ps. 3 raz próbuję dodać komentarz- ta weryfikacja obrazkowa jest straszna:/

ola pisze...

Cieszę się strasznie, że do nas zaglądasz! I dziękuję za miłe słowa!:) Pozdrawiam cieplutko!