piątek, 23 listopada 2012

Bez pośpiechu

Na napisanie dzisiejszego posta czekałam dwa dni. W naszym niebie dużo się ostatnio dzieje, często nas nie ma od kiedy zmuszona jestem częściej powierzać Pieszczocha mojej Mamie i niechętnie odwiedzać placówki zdrowia. Na szczęście już chyba od jutra czeka mnie oddech od tej wątpliwej przyjemności i więcej czasu, żeby po prostu pomieszkać, choć to właściwie nam nieźle wychodzi. Jakimś cudownym sposobem pomimo zabiegania potrafimy wyczarować spotkanie z bardzo ważnymi w naszym życiu duszyczkami (dzięki, Państwo Narzeczeni!), upiec pachnące ciasto, odkryć, że dobrych ludzi nie trzeba daleko szukać, bo są w Rodzinie (czasami dalecy kuzyni okazują się po prostu niezwykli!) i pamiętać o codziennym "kocham", co na szczęście wciąż przychodzi samo, bez przypominania. Piękna jest ilość sposobów, by to powiedzieć - od zostawionego na kuchennym stole dzbanka z aromatyczną herbatą dla drugiej połówki, po nieziemsko domowy, cudownie gesty biały barszcz na zakwasie... Kuchnia naprawdę jest sercem domu.

Maluszek postanowił rozwinąć imponującą prędkość ząbkowania - do dwóch perełek na przedzie dołączy niebawem następne trzy, okupione niezmordowanym gryzieniem wszystkiego, co nawinie się w małe paluszki, marudzeniem i niemal nieprzerwanym przylepieniem do mamy. Z wyrozumiałością rozpieszczamy więc naszą Latorośl, żeby wynagrodzić mu w ten sposób ból i ogólne rozbicie. Na szczęście nie traci dzięki tym zabiegom dobrego humoru i zdarza mu się całkowicie zapomnieć, szczególnie przy muzyce! Ciekawe, czy można poprzez odpowiednią selekcję ukształtować późniejsze gusta malucha...? Być może, widać ze mną się udało, moje muzyczne preferencje ostatecznie niewiele się różnią od mojego Taty, który jak widać wpłynął również na wnuczka - Pieszczoch wczoraj bawił się u dziadka do upadłego (dosłownie!) przy londyńskim koncercie Led Zeppelin z 2007. Oto hit Malucha:






Oprócz domowych drobiazgów na premierę czeka parę pomysłów, które doczekały się już co prawda prototypowych realizacji, ale jeszcze poczekam z premierą, wolę zrobić coś wolniej, ale dokładnie, na co nie ma wcale tak wiele możliwości. Zmiany jednak są, takie drobniutkie, w kształcie podarowanych mi ostatnio przez Pana Męża serduszek:





W miejscu, w którym się nie spodziewałam dostać takich cudeniek (stary jak świat sklep Społem!), zakupiłam dosłownie za grosze pojemnik na zioła. Jutro wracam po następne, jestem zauroczona!



Na niegramatyczne napisy przymykam oko, a co! Podejrzewam, że zauważyłam tylko ja...

Bonne soirée!

2 komentarze:

Unknown pisze...

Olu, ja też zauważyłam! :D

btw 'cudeńka' w różnych kształtach i rozmiarach znajdziesz w sklepach 'Za 5 złotych'

Buziak :_*

ola pisze...

O, to muszę zaglądać w takie miejsca jak już uda mi się wykombinować "wychodne"!:D
Zwykle pozwalam sobie w drodze powrotnej do stęsknionego Malucha (a może to ja tak tęsknię...?) zajrzeć do jednego, góra dwóch sklepików, ale przecież takie "cuda za piątkę" to mały metraż, nie przedłuży bardzo:)

Całuję Cię cieplusieńko!:*