czwartek, 15 listopada 2012

Five o'clock bez końca

Czy nie zdarzyło Wam się marzyć w samym środku porannej kawy czy herbaty, żeby chwila, którą tak bardzo staracie się przedłużyć trwała wiecznie?
Tak? Więc dobrze- załóżmy, że trwa parę godzin.
Filiżanka rozkoszy, muffiny, pianka z mleka....wspaniale, tylko...troszkę nudno, prawda? To może dodamy towarzystwo?
Och, oczywiście! Kawa nigdy nie smakuje lepiej, jeśli możemy ją doprawić czyimś uśmiechem, dobrym słowem, ciekawą dyskusją czy najprostszymi (i najbardziej wciągającymi, a co!) pod słońcem plotkami... Lubimy samotność, ale tylko do czasu... Kto nie marzy o leniwym spędzeniu całego dnia z filiżanką w dłoni? Zero prania, sprzątania, tylko interesująca rozmowa, słodycz ciastka i aromatyczne napoje...

Ideał?

Yhmy...! I tak właśnie wyglądał mój dzień!

Poranna herbata- wirtualne spotkanie z panem Geraldem. Jestem jeszcze trochę zaspana, nie mogłam spać w nocy projektując w głowie coś, czym niedługo się podzielę, na razie jednak staram się osiągnąć wymarzony efekt. Mimo zamykających się mimowolnie oczu rozpiera mnie radość. Pan Gerald jest niezwykły, dla chwili z nim rozmowy warto przezwyciężyć wiele, nie tylko napięty grafik i senność, która bezpowrotnie znika po pierwszych paru zdaniach- nic nie budzi bardziej niż intrygująca wymiana myśli. W końcu jednak trzeba się rozstać, ale nastrój beztroskiej pogawędki zostaje w powietrzu. Mija bowiem parę chwil i zjawia się mój wspomniany wczoraj gość. Znowu godziny mijają jak sekundy, zapach świeżej kawy unosi się rozkosznie w powietrzu, a kąty wypełniają się echem naszego śmiechu i radosnych okrzyków Pieszczocha...




Spotkanie zakończone odprężającym spacerem sprawia, że czuję się wypoczęta i pełna energii. Tylko Pieszczoch słodko chrapie w wózeczku wtulony w mięciutki materiał pomarańczowej kurteczki. Żałuję, że jednak nie wzięłam dla niego misia, ale po krótkiej drzemce budzi się uśmiechnięty i zdaje się nie pamiętać o braku ulubionej maskotki. Zmierzamy ku mieszkanku, żeby przyjąć kolejnego gościa- moją śliczną kuzynkę, Mamę Chrzestną Pieszczocha.

Pan Mąż zjawia się pierwszy, rozmawiamy chwilę w sypialni bawiąc się z Pieszczochem, kiedy przez ścianę słyszę rytmiczny odgłos stukających o chodnik obcasów. Idę do drzwi przywitać Siostrę. Kiedy wchodzi, czuję jak bardzo zdążyłam zatęsknić, jak szybko mija czas między spotkaniami i jak wiele mam jej do powiedzenia. Mówi się, że z rodziną najlepiej na zdjęciu- może, ale to powiedzenie chyba nas nie dotyczy, ja naprawdę uważam, że mam genialną rodzinkę! Barwną, wesołą i bardzo zżytą- lepiej z nami nie zadzierać!

Parzymy zieloną jaśminową herbatę, dookoła świece rozświetlają mrok, jest przytulnie, spokojnie i ciepło. Pieszczoch momentalnie zasypia utulony przez naszą trójkę- najwyraźniej jemu również udzielił się ten błogi nastrój. Tematy nie kończą się aż do zamknięcia za moją Siostrzyczką drzwi, jeszcze długo po pożegnaniu trzyma mnie ta sama radość ze spotkania. Najcudowniejsze jednak jest to porozumienie, do którego słowa są zupełnie zbędne- gest na pożegnanie mówi mi, że stęskniłyśmy się obie i ten wieczór sprawił nam wszystkim ogromną przyjemność. Dzięki, Siostrzyczko!

Kiedy ja i Pan Mąż zostajemy sami patrzę na stół- nic piękniej nie wygląda jak puste talerze i filiżanki- znak, że ciastka były dobre, a herbata rozgrzewała jak nigdy...


Po takim dniu sny po prostu muszą być kolorowe...

-"Kieliszek porto?" - pyta Pan Mąż.
-"Tak, bardzo chętnie!" - kieliszkami stukamy za spokój- ten święty- w naszym niebie wśród bliskich sercu.

Dobrej nocy, Kochani!

3 komentarze:

Unknown pisze...

Mmmm...muffinki!

Myślę, że ładnie wyglądamy na wspólnych zdjęciach ;-*

ola pisze...

Zdecydowanie! Teraz ozdabia je dodatkowo Pieszczoch- oto jak zrobić sztukę z rodzinnej fotografii:) Mła:*

Sylwia Sz. pisze...

Jak słodko i przytulnie u Ciebie!