piątek, 9 stycznia 2015

Winna.

Tak, przyznaję się... Wczoraj w godzinach wieczornych opublikowałam nieprzepisową zaczepkę oskarżającą znajomych użytkowników znanego portalu społecznościowego o brak zainteresowania moim skromnym dziennikiem pokładowym. Kłaniam się nisko i przepraszam, sama nie uświadamiałam sobie ilości moich znajomych czytelników!:) Jest to dla mnie ogromny komplement, więc w ramach zadośćuczynienia dziś karny post - aczkolwiek odrobinkę niekonwencjonalny:) Dziś nie będzie o tym co jest, dziś będzie o tym, co nas pociąga, czasem jest nieosiągalne, a czasem po prostu obiektem westchnień:)

Biel

A gdzie niespodzianka? A tutaj, że chociaż naprawdę bardzo lubię skandynawską sylistykę, z którą chyba ten kolor kojarzymy przede wszystkim, biel pociąga mnie jednak ponad stylami i nurtami we wnętrzarstwie. Prawda jest taka, że w każdej stylistyce jestem w stanie znaleźć coś wspaniałego i naprawdę wiele rzeczy mi się podoba, ale wyraźny misz-masz bez myśli przewodniej średnio się w domu sprawdza. Wobec tego o ile w kuchni króluje coś na kształt country chic (a w niej nasz ukochany kredens, który delikatnie do tego nawiązuje), tak pokój dzienny przeżywa fale różnych, ale w miarę spójnyh (mam nadzieję) inspiracji, z których chyba najwyraźniejszą jest drobniutki pociąg do klasyki. Drobniutki ze wzgledu na finanse, ale gdybym nie musiała się nimi martwić, nasz wspólny kącik wyglądałby może tak:










Biel była podstawą już wstępnego pomysłu na nasz domek jakieś sześć lat temu, kiedy razem z Panem Mężem szykowaliśmy się do remontu naszego "pożyczonego" gniazdka i to biel była wszechobecna w większości projektów, nad którymi pracowałam na studiach. Zawsze była moim ulubionym kolorem, choć najczęściej w zestawieniu z inną, żywą barwą. Ta paleta mi się przez lata rozjaśnia, ale wciąż lubię, kiedy coś w kolorystyce się dzieje, kiedy nawet same odcienie bieli widocznie różnią się i ze sobą współgrają. W praktyce, lubię więc kiedy, we wnętrzu jest przestronnie i jasno, ale lubię też czasem "umościć się" i poczytać w jakimś przytulnym kącie...a mówiąc to tym:

Przytulne, ciemne biblioteki

To miłóść przede wszystkim Pana Męża..ale ja ją chętnie dzielę, szczególnie z powodu przepięknych pikowanych sof ze skórzanym obiciem, które razem z dębowymi półkami uginającymi się od starych tomów stanowią niemal nierozerwalny związek:) Oczywiście mało kto może sobie na taki luksus pozwolić, ale to właśnie gra nam w duszy i często myślę o tej przyszłej kryjówce do zaczytania, szczególnie ze względu na Pana Męża, który częściej nie daje się życiu rozproszyć, nie tak jak jego wybranka:) Tak czy inaczej mam nadzieję, że znajdę kiedyś czas na regularniejszą lekturę i że będę mogła się jej oddawać w takich pięknych okoliznościach:




Rustykalne akenty

Jest ktoś, kto ich nie lubi, tak zupełnie, do duszy dna? Ja takiej osoby jeszcze nie poznałam, chyba każdy z nas ma trochę sentymentu do babcinych garnków, surowego drewna i tradycyjnych wzorów. Taka stylistyka jest bliska memu sercu, ale nie mam odwagi, albo dość talentu, żeby w niej żyć, nie zrobić z domu skansenu i nie pozbawić autentyczności. Jeśli mieszkasz na wsi - wspaniale, kto tu broni iść w te klimaty, same się czasem narzucają, ale w środku miasta...? Są jednak ludzie, którzy wiedzą jak eksponować takie piękno! Jest takie miejsce w Łodzi, magiczne i ciepłe, gdzie mieszkają bieszczadzkie anioły, siedzą na pięknych drewnianych meblach w głębokim piwnym odcieniu i strzegą ślicznej złotowłosej dziewczynki, z którą kiedyś spędziłam moje ostatnie panieńskie lato;) Jeśli cokolwiek mogłoby ubiegać się o tytuł obrazu  przynajmniej w połowie z tak serdecznym klimatem jak mieszkanko Zuzi, to te zdjęcia:




Czego jeszcze w moim subiektywnym zestawie brakuje? Tego zimowego pragnienia, które ogrzewa każde wnętrze i czyni je na moment niesamowitym - kominka!


Ciepło jak zawsze ściskam Was wszystkich, Kochani! Magii na wieczór Wam życzę:)

Rozmarzona O.




Wszystkie zdjęcia znalzione w serwisie Pinterest.





Brak komentarzy: