niedziela, 11 stycznia 2015

...ale Mąż!

Parę lat temu, kiedy razem z przyszłym (wtedy) Panem Mężem odwiedzaliśmy sklepy jubilerskie w poszukiwaniu idealnych obrączek, trafiliśmy na dość egzotyczną dla nas scenkę. Otóż przy ladzie, na której pobłyskiwały perły, diamenty i inne drogie kamienie, stała elegancko ubrana pani i podziwiała przepiękną diamentową bransoletkę na własnym, szczupłym nadgarstku.
-Ile to kosztuje? - pyta, jakby od niechenia.
-8 tysięcy złotych - sprzedawczyni odpowiada pełnym napięcia głosem.
-Ahaaaaa.... Dobrze, widzi pani, ja mam dzisiaj bardzo zły humor. Poproszę tę bransoletkę i jeszcze ten wisiorek z perłą, będzie mi pasował do sukienki na wieczór.

Serio, są tacy ludzie? I czy naprawdę ta bransoletka poprawia zły humor? Trudno objąć mi to rozumem, kiedy na każy miesiąc planujemy wydatki, a na własne drobne marzenia wydajemy w sumie dość symboliczne sumy. Może właśnie dlatego te "uśmiechacze" naprawdę stają się naszym powodem euforii, coś dla nas troszeczkę znaczą, ich użytkowanie sprawia masę radości, a fakt ich kupienia wydaje się momentem z lekko odświętnym posmakiem? 

Wczoraj było odświętnie. Pan Mąż zabrał mnie na randkę do kina, a po filmie postanowiliśmy jeszcze na sekundkę wejść do centrum handlowego. Parę osób z rodziny świętuje niedługo swoje okazje, więc postanowiliśmy poszukać czegoś ładngo. Odwiedziny Home and you to prawie rytuał, przynajmniej po to tylko, coby sprawdzić co aktualnie jest dostępne. Znalazłam prezent, ale wyszłam też z przekonaniem, że Mąż mnie rozpieszcza. Podobały mi się dwa przedmioty, były w dobrej cenie, ale naprawdę wahalam się, czy je kupić, chciałam przecież troszkę ograniczyć tego typu wydatki, tym bardziej, że ostatnio kupiłam obłedny koc... Ale Pan Mąż po prostu je kupił i idąc do domu czułam się, jakbym zapomniała, że mam urodziny:)

Kupilismy dwa świeczniki - średniej wielkości latarnię i klosz. Oboje cieszylismy się bardzo z dodatkowego klimatu, jakie wprowadziły, jeszcze bardziej, kiedy wichury zaczęły powodować realną opcję wyłączenia nam wieczorem prądu. Spędziliśmy więc późny wieczór przy świecach, nawet już nie tęskniąc więcej za kominkiem:) Zdjęcia tego nie oddają. Jest cudoownie!

Oto nasza nowa latarenka, w kameralnej wersji świetlnej, góry niestety raczej nie widać, tak bardzo wtopiła się w otoczenie, delikatnie je oświetlając:




I świecznik - klosz rozświetlający nam przestrzeń wokół stołu - serca tego pokoju;




Jest spokojnie, delikatny bask świec ogrzewa grę półcieni, odpoczywam i wsłuchuję się w oddech mojego Stasia za ścianą i Pana Męża odpoczywającego obok. Cudownie...:)

Spokojnego wieczorku, Kochani!






Brak komentarzy: