niedziela, 13 stycznia 2013

Hipek i reszta

Czy pamiętacie swoje zabawki z dzieciństwa? Mieliście jakąś jedną, ukochaną, która nigdy nie była zbyt brudna, zbyt zniszczona i zbyt stara, żeby się z nią rozstać? Ja miałam taką, ale to Pieszczoch dopiero mi to przypomniał. Dla niego istnieje tylko i wyłącznie HIPEK...

Na początku był chaos pluszu i kolorów, a z niego wyłoniła się pierwsza ukochana zabawka. Był nią miś- kawałek pluszowego materiału bez wypełnienia, z głową misia. Pieszczoch pokochał Misia na zabój, ale mój synek z czasem robił się większy, a Miś...jakiś taki malutki, i już nie dało się nim przykryć jak kołderką...
Miś jednak ciągle zajmował pierwsze miejsce wśród wszystkich zabawek.

Któregoś dnia postanowiłam zamówić dla mojego małego alergika specjalne kosmetyki z internetowej apteki. Cena zaskoczyła mnie w aptece z Zakopanego, więc przy okazji zamówienia płynu do kąpieli i balsamu dla Pieszczocha, postanowiłam zajrzeć w resztę oferty. Pomiędzy parafarmaceutykami, herbatkami ziołowymi i próbkami dermokosmetyków znalazł się ON - termofor z pluszowym Hipkiem jako otulaczkiem. Dwa dni po zamówieniu Pan kurier przywiózł mi całkiem pokaźną paczuszkę, w której odkopałam natychmiast termoforek i wrzuciłam Hipka do prania. "Hipka można przecież dać Pieszczochowi do zabawy - myślałam - niech się przyzwyczai, że ten mały kolega czasem wygrzeje mu łóżeczko." Hipka dałam więc Pieszczochowi ot tak, bez szału... A Maluszek od razu pokochał go bardziej niż którąkolwiek z zabawek, Hipek przebił nawet Misia! Bez Hipka Pieszczoch nie zaśnie, czasem odmawia nawet mleczka i nie ważne czy Hipek pachnie podejrzanie mlekiem modyfikowanym, nieważne, że od ciumkania ma już posklejane uszka i ogonek i muszę go prać ukradkiem jak tylko się nadarzy okazja, Hipek po prostu być musi.

...i jest to moim zdaniem przeurocze...



Po świętach w domu zrobiło się znowu spokojnie, wszystkie sprzęty wróciły na swoje miejsce, a ja...jakoś ciągle nie mogę się do tego przyzwyczaić. Brak mi troszkę energii na zmiany, chociaż korcą mnie ciągle kolejne pomysły. Zamiast tego zakopałam się w książkach i każdą wolną chwilę poświęcam na czytanie. Postanowiłam też zrobić pierwsze kroki w stronę ścieżki zawodowej, która jest poniekąd moim marzeniem. Mam na to teraz czas. Jeśli się nie uda, zawsze mogę robić coś innego, a zachęcający do przełomów punkt zwrotny w życiu, taki jak urodzenie dziecka, nie zdarza się często. To właśnie teraz mam odwagę coś zmienić. ...a wpadłam jednak na dość śmiały pomysł... Nic nie mówię, żeby nie zapeszyć! Trzymajcie kciuki! Przede wszystkim za moją wytrwałość. Życzę jej sobie w nowym roku, chociaż wiem, że zawsze mogę liczyć na doping ze strony Pana Męża, każda dobra myśl jest jednak bardzo ważna.

Brak energii na zmiany nie uśpił jednak potrzeby zachwytów. Podczas wizyty w cudownym AlmiDecor zakochałam się w ogromnych zegarach! To kazało mi się przyjrzeć własnym ścianom i muszę przyznać, że pomimo wszystko bardzo je lubię i ciężko byłoby mi zastąpić obecne ścienne dekoracje którymś z gigantycznych zegarów, nawet najpiękniejszym...  Co wisi w sypialni - wiecie, głównym punktem ciągle jest przecierana biała rama ze zdjęciami w sepii, ale w salonie rzecz ma się zupełnie inaczej.

Nad sofą wiszą dwie luksografie i obraz. Luksografie powstały jeszcze przed studiami na ASP, przypominają beztroskie godziny w ciemni i rodzącą się fascynację analogową fotografią. Obraz malowałam na zaliczenie na ASP w domu. Po barwach nie widać, ale byłam bardzo wtedy szczęśliwa. Obraz jest dość ciemny, ale tak jak w fotografii ma w sobie to, co lubię baaaardzo - to, że czasem najdelikatniejsze światło buduje najpiękniejsze widoki.



Na tych ścianach lubię też serię fotografii wykonanych w pracowni niezapomnianego profesora Przyborka. Seria jest jednak niekompletna, brakuje ostatniego zdjęcia, co do którego nie mogliśmy się zgodzić. Zdjęcia przypominają mi wiele dobrych chwil, ważnych i kształcących, nawet jeśli poziom artystyczny tego nie oddaje.


To Pan Mąż zmusił mnie do powieszenia tych prac. Przekładane z miejsca na miejsce zaczynały się niszczyć. W końcu dostałam kilka ramek i antyram, i prośbę, żeby coś z nimi zrobić. W ten sposób salon zamienił się w małą galerię...



Poza tym zima za oknami ciągle wycisza i uspokaja... Tak samo w domu cieszą oko stonowane dekoracje i kolorystyczna cisza... Jak zawsze- przed burzą!



Dobrej nocy!

Brak komentarzy: