Taca już czeka na premierę, ramki dosychają spokojnie, tylko gazetownik czeka na finałowe pociągnięcie papierem ściernym i ostatnią warstwę farby. Jutro zdjęcia gotowych przedmiotów, a dziś migawki z prac renowacyjnych:
Malując w ganku moje skarby słyszałam jak babcia Pana Męża słucha Chopina w sąsiedniej części naszego "bliźniaczka". Przypomniały mi się emocje podczas ostatniego Konkursu Chopinowskiego, który obejrzałam w praktycznie w całości dzięki internetowym transmisjom. Opuściłam tylko parę występów, więc kibicowałam całym sercem, kiedy grały moje dwie faworytki. Jedną z nich była Polka Joanna Różycka- do dziś nie mogę zapomnieć jednego z jej występów. Kiedyś można go było znaleźć na YouTubie, ale dziś mi się już to nie udało...
Płakałam przy dźwiękach jej fortepianu i trzęsłam się w mieszaninie skrajnych emocji. Strasznie przykro mi było, kiedy okazało się, że nie przeszła, ciągle wydaje mi się to niesprawiedliwe, chociaż...wygrała moja druga ulubienica! Moja sympatia dla Rosjanki Avdeevej była w domu rodzinnym kontrowersyjna. Moja mama skończyła szkołę muzyczną i sama pięknie grała, tak więc temat pianistów u mnie w domu był naprawdę poważny. Rodzice kibicowali Ingolfowi Wunderowi, kiedy odpadli ich polscy faworyci- koncert finałowy był więc dla nas wszystkich bardzo emocjonujący.
Pani Avdeeva zagrała pięknie...ale to przy tym wykonaniu również popłynęły mi łzy, jednak nie z powodu wydźwięku tego utworu:
Żałuję, że nie potrafię grać, chociaż mam za sobą trzy lata nauki w dzieciństwie... Mam nadzieję kiedyś się jednak nauczyć. ...może na emeryturze...?
Miłego wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz