Właściwie przez cały czas, od kiedy zamieszkujemy połowę drewnianego domku prawie na końcu łódzkiego świata, nasza przestrzeń zaczynała się dla mnie za drzwiami salonu. Korytarz, który trzeba wcześniej przemierzyć, żeby znaleźć się w naszym przytulnym mieszkanku był w moim pojęciu nieważny, funkcjonował jako 'ziemia niczyja"...aż do teraz. Z potrzeby witania mojej drugiej połówki najcieplej jak potrafię powstał kącik przed niebem:
Popołudniu, kiedy już kończy się dzień, światełko w korytarzu rozbłyska, by zgasnąć dopiero rano. Kącik czeka jeszcze tylko na jeden element- drewnianą tabliczkę witającą gości, którą ozdobię typografią i ilustracjami jak tylko Pan Mąż wytnie dla mnie deskę o upragnionych proporcjach.
Ciepło to dopiero połowa radości. Wspaniale, kiedy jest jeszcze miękko- kiedy owinąć się można ciepłym kocem lub wełnianym swetrem i cieszyć oko dodatkami kojarzącymi się z miękkością. Wieczorami z resztek od zasłon z sypialni szyję serduszka-poduszeczki i woreczki z Pot-Pourri, by z ich pomocą miękły kanty półek i parapetów:
Miłego wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz