Słońce dzisiaj zupełnie zmienia kolorystykę! Królują błękity i delikatne biele, szczególnie pod postacią mgły, która nie do poznania zmieniła znany mi krajobraz. Nawet mój synek patrzył za okno jakby zdziwiony... Drzewa rozmyły się na tle nieba i wszystko stało się jedną, wielką, przedziwną akwarelą.
Mój mały Pieszczoch zgrał się idealnie z pogodą- z wielką przyjemnością wtulam policzek w mięciutkie fale bawełny w beżowe i niebieskie paseczki i w kremowy sweterek. Moda dziecięca niezmiennie mnie zachwyca, chociaż przyznam, że trudniej jest ubrać chłopca niż dziewczynkę, ubranek po prostu jest dla chłopców mniej. A może to już tylko subiektyna opinia wynikająca z niedoboru wymarzonych kreacji na półkach sklepowych? Cokolwiek by to nie było, sprawia, że się staram. Staram się ubierać malucha ładnie i schludnie i konsekwentnie odkładać do specjalnego pudła nietrafione prezenty, żeby za parę lat synek mi nie wypomniał, że "na tamtym zdjęciu jestem w różu, jak mogłaś?!". Ciężka dola mam! Ale jaka przyjemność przytulić takiego przystojniaka!
Pod wpływem tej dzisiejszej kolorystyki piję herbatę w białej filiżance, a drugie śniadanie postanawiam zjeść na biało-niebieskim talerzu. Mam do wyboru dwa piekne wzory w tym zestawieniu i z ochotą wyciągam oba. Po krótkim namyśle postanawiam zrobić im zdjęcie i podzielić się ich pięknem- to stare dekoracyjne talerze z fajansu wyprodukowane przez Włocławek. Na odwrocie wciąż można odczytać, kogo ręka prowadziła pędzel. Oto praca podpisana R. Zapiec:
Drugi wzór malowała Maria Moraczewska:
Uwielbiam takie skarby, szukam ich niestrudzenie po pchlich targach, szczególnymi perełkami są wyroby z Bolesławca, których pełno w Cepeliach. Cepelie również należą do moich ulubionych miejsc- to skarbnice unikatów!
Lubię wnętrza, gdzie folklor miesza się z nowoczesnością. Proste, modernistyczne formy idelanie współgrają z organicznym pięknem ludowej sztuki- kolor lnu, kolorowe kwiaty, zapach drewna i skóry mają w sobie niezrównany urok. Trudno go szukać w drukowanych na płótnie obrazach w milionowym nakładzie. Rzeczy unikalne mają w sobie piękno dodane- każde zawachanie artysty to ślad po ludzkiej ręce, patrząc na nie wiemy, że ktoś włożył wiele wysiłku, żeby zakupiony przez nas przedmiot cieszył oko.
A oto mój odratowany imbryczek z Bolesławca, zakupiony za 5zł i dokładnie posklejany przez Pana Męża:
Ciekawe jak wiele osób jeszcze o polskim folklorze pamięta? To smutne, że nie potrafimy tego tak naprawdę wykorzystać a Ikea robi takie pieniądze na skandynawskim wzornictwie, które widać jak na dłoni szczególnie we wzorach na tkaninach, zastawie, w bibelotach... Jak mawia nasz Przyjaciel "nie ogarniam kuwety"...
Mój Pieszczoch spał dziś w ciągu dnia bardzo długo- nieoczekiwany prezent dla mamy zatopionej we własnym świecie, któremu upust daje na blogu. Spędziliśmy razem leniwe popołudnie na kanapie, chichocząc, tarmosząc pluszaki i...roniąc łzy wzruszenia z powodu pięknego, wyraźnego i świadomego "mama"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz