Pisałam niedawno o lampie naftowej, którą Pan Mąż wygrzebał ze strychu, po tym, jak dojrzałam identyczną na pchlim targu. Jej kolor jednak średnio mi ciągle leżał, więc postanowiłam go dzisiaj zmienić. Oto lampka w nowym wydaniu:
Nowością w naszym małym niebie są także wieszaczki nad kuchenką. Szukałam czegoś, co wreszcie pozwoliłoby kuchennym rękawicom uniknąć bezładnego krążenia po kuchni. Wreszcie mają miejsce, które współgra (mam nadzieję) z zabytkowym kredensem po babci Pana Męża, który do upadłego odnawialiśmy jeszcze przed ślubem:
A oto kredens:
Pan Mąż niemal codziennie odkrywa jakieś zmiany. " -A nie umiesz odpocząć czasem, kręgosłup mniej boli po całym dniu..." "-Umiem...tylko nie chcę...z resztą i tak już nie ma nic do przemalowania". Nie kłamię- (w tym momencie) nie ma. Przemilczę też dziewiarskie plany na weekend... :)
Miłego wieczoru!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz