czwartek, 11 października 2012

Jesień

Jesienne poranki bywają deszczowe, mgliste i zimne, nie dziwi mnie niczyja niechęć do wstawania o wczesnej porze, kiedy jest jeszcze ciemno. Sama wstaję o bardzo różnych porach, mój rytm dnia w moim niebie wyznacza Maluszek, ale najczęściej wstajemy oboje, kiedy właśnie zamykają się drzwi za Panem Mężem pędzącym do pracy. Kiedyś wstawałam zawsze razem z nim, nawet jesli sama zaczynałam pracę długo później (najczęściej popołudniu) i delektowałam się szybką kawą lub herbatą w jego towarzystwie. Przyjście na świat synka trochę to zmieniło, ale nie narzekamy- jeśli synek budzi się wcześniej, przewijam go i karmię, po czym ubieram się prędko i razem ze szkrabem idziemy do kuchni na spotkanie z krzątającym się po niej Panem Mężem. Dziś właśnie tak się stało i cudownie nieśpiesznej aury nie popsuła nawet nieprzyjazna ciemność za oknem.





Sama jesień jest nie do przeoczenia- nie tylko z racji tych porannych egipskich ciemności. To również kasztany na chodniku, kiedy wychodzimy z bąblem na spacer i czerwono-złoty żywopłot za oknem domku. Przez długi czas pozostawał uparcie zielony, jakby kibicując ostatnim podrygom lata, aż któregoś dnia po prostu się zarumienił- w ten oto sposob z dnia na dzień, bez wstępów i zapowiedzi przyszła do ogrodu jesień.


Podświadomie się jej poddaję i zmieniam co nieco w mieszkanku. Mój piękny wrzos stanął dumnie na stole w towarzystwie czerwonych do szaleństwa jabłek w bambusowej misie.



Kiedy wieczorem do towarzystwa płonie obok świeca i ozłaca światłem tę kompozycję, myślę, że wszystko już przesądzone- lato odeszło już definitywnie. Do pełni klimatu brakuje już tylko szarlotki wypełniającej moje niebo zapachem jabłek i cynamonu. Planuję upiec ją już niebawem, jesli nie uda się wcześniej, to na pewno pojawi się na stole w dzień ślubnej rocznicy- mojej i Pana Męża a spektakularny replay nastapi z okazji wizyty mojego brata i jego świeżo poślubionej małżonki- dla nich już zaplanowałam bardzo jesienne menu, rozgrzewające brzuszki, wszystko za sprawą korzennych przypraw i szczypty chilli, liczę się się uda!


Uwielbiam gotować, to moja wielka pasja na którą ostatnio brak było troszkę sił lub czasu, ale wreszcie ma chyba szansę przeżyć renesans- Maluszek zrobił się ostatnio mniej absorbujący, minęły męczące alergie i kolki i zaczynam odżywać. Kiedyś powstał nawet porzucony w ciąży kulinarny blog, może wrócę do niego kiedyś, a może po prostu połączy się z Niebem do wynajęcia? Zapraszam:

http://troisgourmands.blox.pl/html

Brak komentarzy: